29.10.2012

Try.

Szkoda że czasami słowa nie płyną tak jak powinny.
Szkoda.

Wracam do swoich starych kawałków i odkrywam muzykę na nowo.
Jestem strasznie zmęczona, nie umiem spać, nie potrafię wykorzystać w pełni dnia. Nie mam na nic siły. Dobrze, że powietrze jest czyste i przejrzyste. Że mam ramiona w które mogę się wtulić w środku nocy.

Dobra, czas na anatomię.
Fajnie że chociaż edukacja się wyklarowała.

Masło maślane.
Niech już będzie piątek.
Proszę.

L.

27.10.2012

Find something new.

80% pracy.
20% talentu.
Zawsze.

Trzeba ćwiczyć, szkicować, kolorować. Dobierać , ubarwiać i ozdabiać.
Ale nigdy , przenigdy nie osiąść na laurach, póki nie będę pewna że nie dała, z siebie wszystkiego.

L.

26.10.2012

I see my pretty face in his cold eyes.



Dzisiaj:

Była Ruda na plotkach.
Powcinałyśmy nutelle prosto ze słoika.
I jakoś leci.
Fajnie jest.
Biorąc pod uwagę wiele aspektów o których nie chcę tu pisać to jest dobrze.
Rysuję.
Uczę się.
Już za tydzień zaczynam Jogę, zumbę.
Tak, to siłownia z full pakietem.
Jak szaleć to do końca.
Trzeba dbać o tyłek.

Whatever.

L.

25.10.2012

Mad world.

No dobra.
Chorowanie.
Potem leżakowanie w domu z powodu jakże przeze mnie 'zaplanowanego' urlopu.
Nawet nie chcę tego komentować.

A teraz nawał roboty z powodu mojej weterynarii.
Kurde, nie rozpieszcza mnie ten październik .
Jakoś tak bez sensu.

Beauty Jungle - one.






Poker face.

22.10.2012

Dark mind.


Wszystko kończy się i zaczyna na Sztuce.
Tej przez duże 'SZ'.
Modigliani.
Klimt.
Chagall.
Czyste szczęście.

Trzy siostry.
Mam dwie plus ja czyli trzy.
Ale nie, to nie ani Aleksandra, ani Marta ani ja - Karolina.
Dla nich mam inną , mroczną historię.
Bo przecież każdy z nas taką w sobie skrywa?

L.


21.10.2012

Beautiful day.

 


Piękne, prawda?
Projekt.

Jestem zmęczona i zestresowana i nie spałam pół nocy.
Ale dzisiaj był piękny dzień.



18.10.2012

Fix You.

Muszę się naprawić.
Sama.
Stan mojego popieprzenia przekracza racjonalne dawki szarej codzienności.
Smutno mi.
Tak po ludzku.

Ale nie będę udawać najsilniejszej kobiety na Ziemi.
Nie muszę.
To tylko dzisiaj.
A dzisiaj będzie trwało jeszcze przez najbliższą godzinę.
Prawie.

Nie lubię ludzi którzy myślą że JA całe życie będę za nimi gonić.
Będę mieć dla nich zawsze czas.
Pierwsza się odezwę.
Pierwsza coś zaproponuję.
Będę tłem dla ich cudowności.
Będę słuchaczem - Boże broń, mówcą.
Nikt nie chce słuchać.
Mężczyzna czasem też.

I nie lubię ludzi którzy wkraczają do mojego życia niespodziewanie, zrobią szum.
A potem sobie idą.
Tak po prostu.

16.10.2012

Skyfall.

Zniechęcenie.
Nie no , to złe określenie.
Zważywszy na to iż moja dłoń nie dzierżyła ołówka od kilku tygodni mam wrażenie, że zapomniałam jak to się robi.
Staram się odświeżać stare pomysły, dawne inspiracje.
Całe życie zamyka się w ilustracjach, w szarych zeszytach.
Chyba nie zapomina się tego, jak się rysuję?


Lubię ten moment kiedy leży przede mną czysta kartka papieru.
To drżenie mojej dłoni, przygryzione wargi i tą niepewność.
Niepewność gdzieś w sercu i w brzuchu.
Najczęściej kończy się to źle postawioną kreską.

Ale na to też mam swoje sposoby.

Boże jaka ja jestem sfrustrowana.
Mam dosyć tej mieszaniny która ostatnio się wokół mnie wytworzyła.

15.10.2012

Listening : Coldplay.

Rysowanie zawsze miało głębszy sens. Kiedy nie mogłam trzymać w dłoni ołówka albo pióra to czułam się tak, jakby ktoś zabrał mi tlen.Odkryłam uzdrawiającą moc rysowania wcześnie. Ale 'na poważnie' zajęłam się tym pomiędzy pierwszą a drugą klasą gimnazjum. Pamiętam niepewność, pierwszy szkicownik i ołówek 8b no i oczywiście kredki. Akwarelowe kredki.

Temat: MIŁOŚĆ.

Jak chyba każda dziewczyna jej potrzebowałam i wierzę w to , że w pewnym sensie ją sobie wyrysowałam.
Kiedy postanowiłam rysować już tak na całego. 
Kiedy mój mózg i moje serce uwalniało się od smutków dnia codziennego, czułam że żyję.
Ekscytacja.
Motyle w brzuchu.
Milion zeszytów obłożonych w szary papier z rozpisanymi projektami i pomysłami na książki dla dzieci.
W końcu Liceum Plastyczne.
Wielkie zderzenie z rzeczywistością.
I zaledwie dwóch nauczycieli, którzy mnie dopingowali ( a nawet dopingują do dziś !)
Moim artystycznym grzechem głównym jest brak cierpliwości.
Po prostu nie mogę się doczekać ostatecznego efektu. Posyłało mnie to zawsze na pewną zgubę.
Poniżej garstka starych prac. Widzę w nich masę  błędów. Widzę w nich moje połamane serce. Widzę w nich moje zakochane serce. Widzę w nich pomysły na lepsze i nowe ilustracje. Widzę w nich swoje ostatnie 12 lat . 

Przy muzyce zespołu Coldplay powstawały pierwsze rysunki.
Teraz odkryłam masę innych inspiracji i kierunków którymi podążam .
Stylu który codziennie, z każdą nową postawioną kreską rodzi się i czeka na więcej.

Chyba zaczęłam wierzyć że to co robię ma sens.
Leczy moją duszę i sprawia że jestem niesamowicie szczęśliwym człowiekiem.
Ćwiczę realizm.
Ale idealna nigdy nie będę.
I fajnie by było gdyby ludzie to przyjęli do wiadomości.
Że jestem taka nie poskładana.
Pomazana factisem.
I że kocham to robić.
I nigdy nie zamienię się w malarza kopiarza.
Bo po pierwsze nie umiem.
Bo po drugie wolę odkrywać swoje ścieżki sama.
Podążając za drogowskazami które podpowiada mi ołówek albo przypadkowa reprodukcja w albumie o sztuce.

L.





































50 Shades of Grey.

Tak wiem, ta książka ma wielu przeciwników, krytyków itp. Nie mniej jednak zakupiłam ową pozycję i korzystając z piątego dnia mojego leżakowania przeczytałam. Jednym tchem. Nie, nie wynika to z tego że jestem ' biedną, niezaspokojoną kurą domową' - bo dla ciekawskich jest wręcz odwrotnie. Po prostu hmmm.

No właśnie.
Jakoś z ostatnią linijką książki zapadła w mojej głowie totalna pustka.
Opisy są jakie są.
Było mi czasami gorąco.

No i generalnie jak opowiedzieć o książce która jest mroczną historią miłosną? Zastanawiam się jedynie czy takie historie istnieją naprawdę? Podobno mają ją zekranizować.
Czytając widziałam Ryana Goslinga albo Gasparda Ulliela ( och Gaspard ).


No sama nie wiem.
Jestem w jakimś dziwnym stanie .
I chcę więcej.


13.10.2012

Kiss me Tiger.

Ryż curry z papryką i pieczarkami.
Mieszałam dzisiaj w woku, i myślałam jaka jestem szczęśliwa.
Wyprałam ręcznie koszule do pracy, w całym mieszkaniu roznosił się piękny zapach czystości i sobotnich porządków. W dodatku Mężczyzna jest coraz bardziej seksowny.
Co się bardzo pozytywnie odbija na moim apetycie. Nie tylko tym gastronomicznym.

Tak po prostu stwierdziłam że muszę o szczęściu  tutaj napisać, i pisać jak najczęściej. Bo to są chwile ulotne.

Siedziałam w poczekalni szpitalnej przychodni całodobowej. Nie napiszę że miałam przyjemność, bo to radość chwili wątpliwa ale jak zawsze, cztery godziny wypełnione po brzegi gorączką która szalała jak meksykański Macho w moim ciele , były pełne obserwacji. Różnorakich stworzeń typu lekarskich. Utwierdziły mnie owe obserwacje w słuszności mojego wyboru leczenia zwierzaków. Matko kochana, żadnego użerania się ze starymi i młodymi wredotami. !

Gdzie w tym wszystkim miejsce na sztukę?

Jest go wiele.
Podczas mojego leżenia w łóżku i czytania serii "Cukierni pod Amorem " zrobiłam rachunek ilustratorskiego sumienia ,który zakończyłam o dziwo pozytywnie.

Ale o spełnianiu marzeń i planów nie napiszę, ani nie powiem bo nie wolno bo się nie spełni.
Chociaż nie śmiało powiem że się spełnia, i jest cudownie.